Can't remember to forget you

I am a lion
And I want to be free
»klik«

"Nie mogę zapamiętać, by o Tobie zapomnieć"

          Popatrzyła w górę; tak, rzeczywiście były tam rury tryskaczy z małymi wylotami, przypominającymi metalowe stokrotki. Rury przechodziły w niewielkie otwory w pomalowanej na zielono betonowej ścianie. Pamiętała, że było ich mnóstwo. Przepisy przeciwpożarowe czy co w tym rodzaju.
          Sięgnęła swoim umysłem w górę, wyczuła rury, prześledziła ich bieg. Zimne, pełne wody. W ustach miała smak żelaza, zimnego, mokrego metalu, jak wtedy kiedy napiła się z końcówki ogrodowego węża.
          Przez chwilę nic się nie dzialo. Potem ludzie zaczęli cofać się od drzwi i rozglądać się niespokojnie. Podeszła do małego okienka w środkowych drzwiach i zajrzała do środka.
          W sali konferencyjnej padał deszcz.
          Ognistowłosa zaczęła się uśmiechać.
          Nie dosięgnął wszystkich. Ale szybko zorientowała się, że kiedy ma cały system rur przed iczami, łatwiej jej nimi manipulować. Zaczęła odkręcać następne wypusty, coraz więcej. Ale to było za mało. Jeszcze nie krzyczeli, więc to za mało.
   - Ból. Zadać im ból. - mruknęła niczym zaprogramowany na zabijanie robot.
          Na scenie obok ciała jakiegoś mężczyzny jakiś chłopiec wołał coś i gwałtownie gestykulował. Patrzyła, jak zeskoczył na dół i podbiegł do podium. Chwycił jeden z mikrofonów i nagle zastygł w bezruchu jak sparalizowany. Kobieta zafascynowana, obserwowała, jak jego ciało zaczyna podrygiwać w elektrycznym tańcu. Szurał stopami po podłodze, włosy stanęły mu dęb, usta otwarły szeroko jak pyszczek ryby.
          Wyglądał śmiesznie - ognistowłosa zaczęła się śmiać, lecz przestała, gdy za jej plecami pojawiła się dwójka ludzi. Czarnowłosy wysoki mężczyzna i średniego wzrotu fioletowowłosa kobieta.

     - Uchiha! - wrzasnął. Uniósł się nagle do góry, aż chwilowo go zamroczylo. Przeczesał dłonią białe włosy i zerknął na zegarek. 4:05. - Kurwa! - z impetem runął spowrotem na łóżko i zakrył twarz rękoma. - Mam jeszcze ze dwie godziny snu. 
          I choć bardzo chciał dalej udać się w objęcia Morfeusza, tak natłok myśli nie ułatwiał mu tego.
          Madara. Uchiha. Najpierw pożar, teraz on. Czemu on? Kim jest ta kolejna dziewczyna? 
     - Chyba nic z tego... Koniec spania! - Tobirama usiadł leniwie na łóżku i przetarł oczy. 
          4:12. A ja na nogach!
          Mężczyzna powolnym krokiem ruszył w stronę kuchni, zachaczając jeszcze o nocną szafkę. Włączył radio i kiwając głową w rytm aktualnie puszczanej piosenki, skręcił do kuchni. Rozpięta koszula falowała z każdym jego ruchem, a długie białe dresy szurały po podłodze. Wciąż nie zainwestował w kapcie.
          Podwinął rękawy i wlał wodę do czajnika. Ustawił urządzenie na uruchomionej kuchence i w międzyczasie wyciągnął kubek z szafki na górze i wsypał do niej trzy łyżeczki kawy. Zero cukru. Zero mleka.
          Madara. Uchiha. Przecież on nie żyje. 
          Woda się zagotowała. Zalał wrzątkiem swój ukochany napój i uchylił okno. Słońce zaczynało wychodzić zza horyzontu, jeszcze było ciemnawo. Ziewnął przeciągle i wydał przy tym cichutkie jęknięcie. Oparł się o parapet i wyjął jednego papierosa. Wiatr delikatnie targał jego czuprynę, a on ze smakiem palił swojego kiepa i popijał kawę.
          Madara. Uchiha. Jeśli jednak żyjesz, to znajdę cię i zapierdolę. Na amen.
          Z tą pozytywną myślą udał się pod prysznic. Szybkie 360° pod strumieniem wody, trochę żelu, trochę szamponu i już był czysty. Gdy tylko osuszył swoje ciało, zarzucił codzienne ciuchy, a na głowę dumnie przed lustrem założył swój ochraniacz. Może i był za bardzo wyluzowany, może i był nieco dziecinny, ale w duszy był dumnym patriotą i hokage wioski, którą kochał najbardziej na świecie.
     - Chodźmy zaprowadzić trochę porządku. - uśmiechnął się do siebie kącikiem ust i opuścił mieszkanie, zamykając je na klucz. 

          Na ulicach było pusto i nadzwyczaj spokojnie. Rzadko wychodził o tej porze z mieszkania, mimo, że lubił samotne spacery w chłodne poranki. Były dla niego odprężające, kojące. Schował dłonie do kieszeni i z delikatnym uśmiechem przemierzał pute ulice Konohy. Sielankowy nastrój pomimo kolejnego nocnego koszmaru trzymał się go i nie zamierzał puścić. Na ogół był pogodną osobą, choć ostatnie sny nie szczególnie mu w tym pomagały Budził sie w środku nocy z krzykiem, biegnąc do okna i patrząc, czy aby na pewno miasto jest bezpieczne. Było. Za każdym razem.
          
          Ból. Zadać im ból!
          To nie była jego myśl. Tobirama zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Słowa odbiły się echem po budynkach.
          Ból!
          Znowu. Ten sam głos, co w śnie. Ten sam. Echo znów przemknęło przed ulice i spowrotem trafiło do jego uszu. 
            Czarna postać śmiejąc się demonicznie przebiegła mu drogę i zniknęła między budynkami. Zniknęła z pola widzenia mężczyzny.

W zakładce "Bohaterowie" pojawiły się nowe opisy postaci.